Książkowy kalendarz adwentowy vol. 2, czyli o kupowaniu książek, rozpieszczaniu dzieci, ekologii i jeszcze paru sprawach

Książkowy kalendarz adwentowy – czy to dobry pomysł? 
Miesiąc temu przez parentingowy internet przetoczyła się batalia o Halloween. Pojawiały się argumenty za i przeciw, jedne rozsądne, inne jakby mniej, po obu stronach. Sama nie obchodzę tego święta i się nim nie jaram, ale potrafię zrozumieć, że ktoś się nim cieszy. Nie podejrzewałam jednak, że tyle kontrowersji i emocji wzbudzi stary, poczciwy kalendarz adwentowy, chociaż po wiosennej batalii o wielkanocnego zajączka mogłam coś podejrzewać. To wzbudziło moje zainteresowanie jako kulturoznawczyni (tak, mam na to papiery), a także matki i pedagoga i pobudziło do refleksji. Jeśli macie jakieś nurtujące pytania na temat książkowego kalendarza adwentowego, na które nie odpowiedział poprzedni wpis, jest duże prawdopodobieństwo, że odpowiedzi znajdziecie tutaj.

Pokazałam nasz kalendarz adwentowy na facebookowej grupie Aktywne czytanie Książki dla dzieci, o której wspominałam w poprzednim poście. Grupa jest po prostu wspaniała. Toczy się tam codziennie wiele rozmów o pięknych i wartościowych książkach dla dzieci, a administracja czuwa, żeby było jak trzeba. W ostatnich dniach pojawiło się tam sporo postów tego typu i mimo, że jest to niezgodne z regulaminem grupy w komentarzach rozgorzała dyskusja na temat wyborów wychowawczych, finansowych, a także etyczno-religijnych.dav

Dlaczego książki, a nie…?
No tego po grupie książkowej bym się nie spodziewała, ale już śpieszę z odpowiedzią.
Dziecko po prostu lubi książki. I ja też. Słodyczy nie je, zabawek moim zdaniem i tak ma za dużo, a na zadania i prace plastyczne jest jeszcze za mała. Nie wiem jeszcze jak będzie wyglądał nasz kalendarz w kolejnych latach, ale myślę, że przedświąteczne czytanie będzie jego integralną częścią. Jest pierdyliard pomysłów na kalendarz adwentowy. Jeśli ktoś chce włożyć do kalendarza modlitwę na każdy dzień, to super, ale niech nie narzuca tego innym. Ja też nie mówię, że wszyscy mają iść w książki. Każde dziecko jest inne i czym innym się będzie cieszyć.

A teraz crème de la crème wszystkich pytań.

Czy to nie zatraca idei Adwentu?
Pytanie zadawane często w formie: Czy ty wiesz jaka jest idea adwentu?!!!!
Tak, wiem. Adwent to czas radosnego oczekiwania, a nie umartwiania i postu. Zresztą nie wszyscy w grudniu czekają na to samo. Niektórzy wcale nie obchodzą świąt, niektórzy obchodzą inne niż większość, a inni obchodzą je trochę później. Obchodzenie świąt w ściśle określony sposób nie jest warunkiem koniecznym, żeby móc jeść pierniki, oglądać świąteczne komedie romantyczne i słuchać świątecznych piosenek. Można czekać po prostu na to, że dni znów będą stawały się coraz dłuższe. W radosnej atmosferze. A co do samego kalendarza to został wymyślony, żeby umilić czas adwentu. Nie po to, żeby dać dziecku listę prac domowych do wykonania. Nie neguję tu wartości kalendarzy z zadaniami. Też są super, o ile zadania prowadzą do miłego spędzania czasu z rodzicami, a nie są listą obowiązków do zrobienia. Wtedy to nie jest kalendarz adwentowy, tylko lista obowiązków podzielona na 24 dni. Wtedy kalendarz może stać się karą.

A powinien być nagrodą?
Moim zdaniem też nie. Nie będę się tu rozwodzić na temat wychowania bez nagród i kar (zainteresowany odsyłam do książek Alfiego Khona). Po prostu nie przekonuje mnie pomysł, żeby dziecko musiało zasłużyć na każdą drobną przyjemność. Brak nagrody też staje się karą, a straszenie dziecka karą nie pasuje mi do świątecznej atmosfery.dav

A to chyba w ogóle nie jest polski zwyczaj? Rodzice to teraz wymyślają, za moich czasów tego nie było.
Pewnie, zwyczaj jest Niemiecki. Podobnie jak ubieranie choinki. A na przykład żłóbek przybył do nas z Włoch. Ale święty Franciszek z Asyżu to był przecież Polakiem, nie? Można by wyliczać jeszcze wiele innych tradycji, które mają się dobrze. Z kolei niektóre, o których myśli się, że są odwieczne nie są takie stare, jak na przykład PRL-owski karp (nigdy nie jadłam karpia w Wigilię). To, że dla wielu osób w Polsce kalendarz adwentowy to tradycja bardzo młoda, nie znaczy, że jest tak dla wszystkich. Ja znam ten zwyczaj od dzieciństwa, czyli już trochę długo.mde

Czy to nie za dużo szczęścia naraz? Czy dziecko doceni? Chcesz wychować roszczeniowe dziecko? 
Moim zdaniem jedna książka dziennie przez 24 dni to nie jest dużo. Poza tym jak już pisałam (poprzedni post) nie trzeba wcale kupować 24 nowych książek, żeby zrobić taki kalendarz.
Moje dziecko doceni. Nie wie jeszcze czym jest adwent ani święta, ale wie, że lubi książeczki. Obecnie ulubione aktywności to raczkowanie, chodzenie przy meblach i oglądanie książek.
Jeśli książki i inne prezenty byłyby zamiast poświęcenia dziecku uwagi i czasu, ochłapem rzuconym, żeby zastąpić bliskość i to wszystko, czego dziecko potrzebuje, to mogłabym mieć obawy. Poza tym dzieci najwięcej uczą się od nas, rodziców, przynajmniej do czasu, kiedy pójdą do żłobka/przedszkola/szkoły. Roszczeniowe dzieci przeważnie mają roszczeniowych rodziców. Mam tu na myśli roszczeniowość w sensie rządania coraz to nowych i droższych przedmiotów. Uściślam, bo jest to pojęcie kojarzące się z czymś nagannym, ale czasami podpina się pod nie zachowania i postawy polegające na upartym dążeniu do czegoś pozytywnego. Jeśli sami będziemy wyrażać wdzięczność za drobiazgi, także te niematerialne, możemy mieć nadzieję, że nie wychowamy małych niewdzięczników.dav

Teraz książki, a co potem?

Na urodziny (też będą w grudnu) drewniane klocki, a pod choinkę przebijanka z cymbałkami. A co mysleliście, że tablet i quad, taki mini, w sam raz dla roczniaka?

Czy to nie bardziej prezent dla rodzica?
Może nie bardziej, ale w równym stopniu, ale tak można powiedzieć o wszystkim, co dajemy swoim dzieciom. Wspólnie spędzony czas to też prezent zarówno dla rodziców jak i dla dzieci. Ja miałam dodatkową frajdę pakując to wszystko, bo lubię takie manualne zajęcia. No i mamy przy tym ozdobę sypialni. Przy okazji: nie, nie całe mieszkanie jest tak uporządkowane i udekorowane. Grunt to odpowiednie kadrowanie 😁 Poza książkami do kalendarza kupiłam też książkę o świętach bardziej dla siebie. dav

Ile to kosztowało? Czy kalendarz adwentowy musi być drogi?
W poprzednim poście wspominałam już, że na taki kalendarz można wydać majątek, ale nie znaczy to, że trzeba. Znajdziecie w nim też alternatywne rozwiązania. Ja wybrałam książki, które kosztowały 2-34 zł i kupowałam je stopniowo. Przez ostatni rok wydałam na książki wielokrotność sumy przeznaczonej na kalendarz. Ale dla mnie to dobra inwestycja. Nie piję, nie palę, więc mogę oddawać się innym nałogom. Poza tym obserwując książkowe posty na Facebooku przekonałam się, że nie jestem w tym sama.dav

A co z ekologią?
O to jakoś nikt nie pyta, ale ponieważ mnie ten temat żywo interesuje sama zadałam sobie to pytanie. Jak wspominałam w poprzednim poście, starałam się tak wszystko zapakować, żeby wygenerować jak najmniej odpadów.

A same książki? Podstawą piramidy zero waste jest rezygnacja z zakupów. Tylko czy możliwe jest życie w całkowitej ascezie. Są pewnie ludzie, którym się to udaje, ale ja do takich nie należę. Poza tym nie chciałabym, żeby te wszystkie wydawnictwa upadły, a wykonujący ogrom pracy.

Inną sprawą jest gdzie odbywa się druk książek. Tu na szczęście do wielu polskich wydawnictw nie mogę się przyczepić, bo drukują w polskich drukarniach. Sprawdziłam, że większość książek po angielsku, jakie mamy został wydrukowana w Chinach. Niestety polskim wydawnictwom też się to zdarza. Nieraz przekonał się już jednak, że w przypadku rynku książki dziecięcej konsumenci mają moc, więc mam nadzieję, że uda się nagłośnić ten problem i coś zmienić w tej kwestii.

Drugi stopień piramidy to ograniczanie. Tu już jest trochę lepiej. Korzystam z biblioteki, pożyczam, przed zakupem przeglądam recenzje, zdjęcia. Nie muszę mieć wszystkiego. A może rozwiązaniem jest czytnik? W przypadku dziecka, które poznaje książkę wszystkimi zmysłami nie bardzo. Zresztą dużo się mówi o ograniczaniu czasu przed ekranami. W przypadku dorosłych też niekoniecznie. Więcej na ten temat możecie przeczytać na blogu Na nowo śmieci.W skrócie: papierowe książki można odsprzedać, oddać, wypożyczyć, co nie jest możliwe w przypadku e-booka, a w ostateczności poddać recynglingowi, co w przypadku czytnika czy tabletu jest o wiele trudniejsze.

Poza tym książki mają o wiele dłuższe „życie”. Poza tym, że są różne możliwości przekazania ich dalej i możliwościami pozyskania ich z drugiej ręki książki po prostu często pozostają z nami na dłużej. Sama mam trochę książek z dzieciństwa, a nie jestem w tym wyjątkiem. Są książki, które się nie starzeją i właśnie takich szukam. Książki nie są dla mnie towarem jednorazowym. I to chyba dla mnie najważniejszy argument za takim, a nie innym kalendarzem.

Jedna myśl w temacie “Książkowy kalendarz adwentowy vol. 2, czyli o kupowaniu książek, rozpieszczaniu dzieci, ekologii i jeszcze paru sprawach

Dodaj komentarz